poniedziałek, 3 marca 2014

1. PARADISE

Musisz być przy mnie, by trafić do raju
To jest raj, w którym zamknąłem cię wbrew twojej woli
Ten smutny raj, z którego nie uciekniesz, nawet jeśli otworzysz oczy
Ten raj, gdzie już zawsze możemy być razem


- Nie sprzedam Filharmonii, przepraszam, że wcześniej wprowadziłem cię w błąd - tak zakończył rozmowę profesor Park Byunghyun.
Przez dłuższą chwilę Kim Myungsoo wpatrywał się w ekran telefonu, nie dowierzając temu, co właśnie usłyszał. Czy on... tak po prostu się rozłączył? Nie, coś musiało mu się pomylić, jeszcze niedawno ten starzec był gotów przystać na jego warunki, a teraz nagle zmienił zdanie?
- To są chyba jakieś kpiny - parsknął gorzkim śmiechem; mógł się tego spodziewać, nie mniej jednak zaskoczyło go to, że okazał się taki naiwny.
Od początku było wiadome, że nikt o zdrowych zmysłach nie oddałby za marne grosze tak dochodowego i prestiżowego budynku komuś niedoświadczonemu. Myungsoo miał zaledwie dwadzieścia sześć lat, więc co on mógł wiedzieć - czy tak myślał szanowny profesorek? Myungsoo był bardziej niż wściekły, na tego pacana, na siebie, że dał się tak łatwo zmanipulować. Profesof Park dyrygował nim jak mu się żywnie podobało.
- Niedoczekanie twoje - cisnął telefonem na podłogę tak, że gdyby nie był wykonany z dobrych materiałów, to roztrzaskałby się w drobny mak, a tak została tylko mała rysa na ekranie. Wstał z fotela, podniósł nieszczęsne urządzenie i stanął przy dużym, oszklonym oknie, które zastąpiło jedną ze ścian. Przyjechał tu by zrobić dobry interes, a jak się okazało, zostanie wystawiony do wiatru przez kogoś, kto jedną nogą jest już po drugiej stronie. Dlaczego od razu nie powiedział mu, że nic z tego nie będzie? Przynajmniej oszczędziłby sobie kłopotu i nie fatygował się do zasranej Japonii, by dowiedzieć się, że staruch się rozmyślił.
- Ej, ej, nie tak ostro - odezwał się Sungyeol, jego starszy brat, który właśnie przeglądał stos czasopism, które sam przyniósł jedynie po to, by "ozdabiały" pozbawione gustu wnętrze, jakim było biuro Myungsoo. Jednak na dźwięk spadającego urządzenia, przerwał to, co robił, czyli właściwie przeszkadzał bratu w pracy. - Co powiedział? - Kiedy Myungsoo nie odpowiadał, dalej bombardował go pytaniami. - Zgodził się? Podniósł stawkę? Rozmyślił się i sprzedał komuś innemu? Nie mów, że ktoś podpalił ten piękny budynek, byłaby wielka szkoda - podrapał się w zamyśleniu po głowie. Myungsoo nie drgnął ani o milimetr, więc Sungyeol snuł kolejne teorie. -  Jakiś błąd w kontrakcie? Sam go przygotowałem, niemożliwe. Czyli chodzi o coś innego. Aish! Mówiłem ci, że to zły pomysł, nie znam się na biznesie. Dlaczego mnie o to poprosiłeś?
- Powinieneś w końcu wziąć się do roboty - odparł, nawet nie spoglądając w jego stronę.
- Ależ ja ciężko pracuję!
- Przeglądając gazetki jak rozchichrana nastolatka?
- Teraz przesadziłeś! - Sungyeol wziął się pod boki, udając obrażonego, co zawsze działało, i brat przymykał oko na jego występki. Tym razem Myungsoo na niego nie patrzył, więc cały jego misterny plan spalił na panewce. - Ya! Nie zapominaj kim jestem!
Brat w końcu zaszczycił go obojętnym spojrzeniem.
- Właścicielem ponad połowy hoteli w całej Azji, który ma w dupie to, że za niego haruję, podczas gdy on zabawia się w najlepsze, czytając jak Erika Sawajiri powiększyła sobie biust?
- Ty.... jak... - Sungyeol stał jak wryty, nie wiedząc jak na to odpowiedzieć. - Wooooooow. I zobaczyłeś to z tej odległości? - Zmarszczył podejrzliwie brwi. - Ya! - Wskazał oskarżycielskim palcem na brata. - Przyznaj się, że wcześniej to przestudiowałeś. - Myungsoo ponownie odwrócił się tyłem do niego. - NIE ODWRACAJ SIĘ DO MNIE PLECAMI, KIEDY DO CIEBIE MÓWIĘ! - krzyknął poirytowany, może zbyt głośno, co Myungsoo skwitował tylko niedbałym machnięciem ręki.
Zastanawiał się, jak wytrzymywał z tym kretynem przez te wszystkie lata. Sungyeol był znany z tego, że co chwila wpadały mu do głowy coraz to bardziej pokręcone pomysły i czasami za nim nie nadążał. Mało tego - pieniądze, na które Myungsoo tak ciężko pracował, on wydawał jak szalony. W zeszłym miesiącu zmieniał samochody tylko albo aż trzy razy, i to nie zwykłe audi czy mercedes, nie, on uwielbiał te szybkie i niebezpieczne. W swoim dość "skromnym" garażu posiadał takie (jak zwykł je pieszczotliwie nazywać) skarby: Maserati GranTursimo S - czarne; Porsche Panamera Turbo - srebrne; i ostatni jego zakup lecz nie mniej ważny - Oullim Spirra EX w kolorze wściekłej czerwieni. Myungsoo nienawidził tego auta, jak i całej reszty bezużytecznych gratów - motocykli, quadów, rowerów; i wszelkich urządzeń elektronicznych - mac booków, ipadów, ipodów... A to tylko kropla w morzu jego potrzeb. Sungyeol mógłby otworzyć własny sklep i pozbyć się tych wszystkich śmieci, czym by go niezmiernie ucieszył i finansowo trochę odciążył, ale był na to zwyczajne za głupi.
Myungsoo usłyszał jak jego brat z rezygnacją opada na kanapę, nerwowo przerzucając strony gazet. Tak łatwo zmieniały się jego nastroje, co było naprawdę przerażające. Nigdy nie był pewien, co strzeli mu do tego zakutego łba. I dlatego to Myungsoo się nim opiekował, choć powinno być na odwrót. W końcu Sungyeol był tym starszym, pierworodnym synem, dziedzicem fortuny, posiadaczem większości udziałów Woollim Ent. (tak, ten staruch też miał swoje małe udzialiki, ironia losu, czyż nie?), a także stu pięćdziesięciu hoteli w Korei Południowej, Japonii, Chinach, Hong Kongu, Tajlandii, Singapurze, Malezji i Filipinach. Jednym słowem - byli obrzydliwie bogaci. Myungsoo miał żyłkę do interesów, ukończył najlepszą uczelnię w Korei, tak jak Sungyeol. Nikt nie liczył, że skończy chociażby liceum, więc wieść, że dostał się na studia i to nie byle jakie, była szokiem dla wszystkich. Myungsoo spodziewał się, że skoro tak dobrze mu poszło, to zapewne przejmie rodzinną firmę, jednak stało się inaczej. Pewnego dnia niespodziewanie oświadczył, że wyrusza w podróż dookoła świata. I wyjechał, przez rok nie dawał znaku życia, nie kontaktował się z nikim, nawet z bratem. Myungsoo podejrzewał nawet, że zginął, gdzieś na bezludnej wyspie, bez jedzenia, albo pożarły go dzikie zwierzęta w amazońskiej dżungli. Bóg jeden wiedział, gdzie podziewał się przez ten czas. Ale wrócił cały i zdrowy, za to kompletnie mu odwaliło. I tak zostało mu do dziś.
- Czyli jaka jest jego decyzja, bo nie dosłyszałem - rzucił ni z tego ni z owego Sungyeol.
Młodszy mężczyzna tylko uśmiechnął się pod nosem, choć nie miał ku temu powodu. Pierwszy znalazł się w takiej sytuacji, zazwyczaj każda inwestycja, za którą się zabierał, kończyła się sukcesem. Nikt wcześniej nie odważył się mu sprzeciwić lub wycofać w ostatniej chwili, więc tym bardziej nie zamierzał tak łatwo odpuścić. Porzucił bezcelowe przyglądanie się ruchliwym ulicom Osaki, jakby miał tam znaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania i zwrócił się do brata.
- Nie sprzeda nam tej Filharmonii - odparł nad wyraz spokojnie.
- Mwo?
- To.
Sungyeol zerwał się na równe nogi, po drodze zostawiając egzemplarze Jelly. Jaki normalny facet czyta gazety o modzie? Cóż, Sungyeol miał swoje dziwaczne upodobania, a babskie pismadełka to nie najgorsze co widział do tej pory. Wzdrygnął się na myśl o innych jego ekscesach.
- Mówiłem ci, że to nie wypali, nie wiem, po co się uparłeś, żeby to kupić.
Ale Myungsoo tylko zmrużył ostrzegawczo oczy.
- Yeollie - odezwał się łagodnie, jakby rozmawiał z małym, nic nie rozumiejącym dzieckiem. Wiedział, że to na niego podziała, bo brat nie znosił, gdy tak go nazywał.
Sungyeol uniósł ręce w geście kapitulacji, nie było sensu z nim dyskutować, zwłaszcza teraz.
- Okej, nic tu po mnie. - I bezceremonialnie sobie wyszedł. Takie zachowanie już nie dziwiło Myungsoo, zdążył się do tego przyzwyczaić. Wolałby, żeby brat bardziej interesował się tym, skąd na przykład biorą się pieniądze na jego nowe zabawki, a nie szastał nimi na prawo i lewo, jak jakaś Paris Hilton.
Postanowił czymś się zająć, żeby o tym nie myśleć, a najlepiej gdyby zaczął od sprawozdania finansowego; należało obliczyć bilans zysków i start z ubiegłego miesiąca, a to nie lada wyzwanie, gdy zarządzasz przedsięwzięciem, którego dochód przekracza kilkanaście miliardów rocznie. Jednak ktoś musiał to zrobić, bo Sungyeol umywał ręce od papierkowej roboty.
Po pięciu godzinach ślęczenia nad rachunkami miał już kompletnie dość, a to zalewie jedna trzecia. Słońce powoli chowało się za horyzontem, zabarwiając się na karmazynowo, co jeszcze bardziej go drażniło. Nie cierpiał tego koloru, działał na niego niczym płachta na byka. Jakby tego było mało, bolała go głowa od długiego wpatrywania w monitor komputera, mózg odmawiał posłuszeństwa, a cyferki mieniły mu się  przed oczami. Nie był w stanie dalej pracować, jeszcze chwila a zasnąłby z głową na klawiaturze.
Przeciągnął się, głośno ziewając i rozmasował zesztywniały kark. Spojrzał na zegarek. 19:33. Jeszcze wcześnie, ale dzisiaj wyjątkowo odczuwał zmęczenie, jak nigdy. Powoli ogarniało go przygnębienie, bynajmniej nie spowodowane incydentem z profesorkiem. Już od jakiegoś czasu nawiedzały go mroczne myśli, żeby zostawić w cholerę to wszystko, zaszyć się w puszczy, gdzie nikt mu nie będzie przeszkadzał. Może wtedy Sungyeol zastanowiłby się nad swoim postępowaniem i mu pomógł, bo póki co cała firma była na jego głowie. Po prostu nie dawał sobie z tym rady, ale ten kretyn w ogóle tego nie rozumiał.
Zdarzało się, że miał takie dni, kiedy najchętniej by coś rozwalił, wyżył się na kimś, być może powinien zapisać się na boks albo coś w tym stylu. To by mu pomogło rozładować negatywne emocje, nie narażając innych na niebezpieczeństwo. Raz wdał się w bójkę i nie skończyło się to dla niego dobrze, więc ten pomysł nie był taki do końca bezpodstawny. Przy okazji nie siedziałby ciągle zamknięty w czterech ścianach, wśród sterty papierów, przeklinając w duchu, jak mógł się wpakować w takie gówno.
By stworzyć imperium na tak wielką skalę, musiał zatrudnić tysiące ludzi, a to naprawdę spora odpowiedzialność. Każdego z nich wybrał osobiście, ufając ich umiejętnościom, powierzając odpowiednie stanowisko według ich kwalifikacji. Tak więc miał zespół najlepszych w swojej dziedzinie, ludzi z ambicjami, którzy rzetelnie wykonywali swoje obowiązki. Jednak jaki był w tym sens, kiedy sam nie czerpał z tego żadnej przyjemności? Prawdę mówiąc, rzygał już pieniędzmi, miał ich tyle, że spokojnie wystarczyłoby mu do śmierci, nawet jeśli połowę oddałby biednym. W sumie to nie była głupia perspektywa.
- Pieprzyć to.
Zerwał się gwałtownie z fotela, chwytając uszytą na miarę marynarkę marki Brioni, jedną z najbardziej ekskluzywnych na świecie. Skrzywił się na samą myśl, kolejne pieniądze wyrzucone w błoto.
*
Głośna elektryzująca muzyka zagłuszała jakiekolwiek myśli i pozwalała chociaż w jakimś stopniu zapomnieć o wciąż narastających problemach. Myungsoo przychodził do takich miejsc za każdym razem, kiedy dopadała go nostalgia, myśląc, że w ten sposób uniknie zderzenia z rzeczywistością. To zawsze pomagało, jednak teraz będąc otoczony przez tych wszystkich nieznajomych, czuł się nieswojo. Klub Paradise z początku bardzo mu się spodobał, było tu wiele pięknych dziewczyn, które od razu gdy tylko go zauważyły, rzuciły się na niego jak na świeże mięso. Lubił być w centrum uwagi, jednak nagle zaczęło go to irytować. Bez konkretnego powodu.
Jedna z jego "wielbicielek" nieustanie sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała go pożreć wzrokiem. Nie zaszkodziłoby gdyby dziś się z nią zabawił, wydawała się niezłożoną i nawiną ślicznotką, więc nie musiał się nawet wysilać. Posłał jej przelotny uśmiech, który od razu odebrała jako zachętę i przysiadła się do niego przy barze. Teraz Myungsoo postanowił zmienić strategię; kiedy tylko okazywała mu zainteresowanie, ignorował ją jakby była powietrzem. Dziewczyna w pierwszej chwili była zdezorientowana, ale bardzo się starała, by go poderwać. Najwidoczniej był w jej typie. Tak jak każdej innej na tej sali, czego dowodził dość spory wianuszek niewiast, które za wszelką cenę chciały się znaleźć jak najbliżej niego. Myungsoo zdawał sobie całkowicie sprawę z tego, jak działał na kobiety i perfidnie to wykorzystywał.
Po wielu dość nieudolnych próbach flirtu jego adoratorka nie ukrywała niezadowolenia z zaistniałej sytuacji. Prawdopodobne nikt do tej pory tak otwarcie jej nie zlekceważył. Myungsoo pomyślał nawet, że już sobie odpuściła ten żałosny podryw, ale nie ruszyła się z miejsca. Twarda sztuka.
- Napijesz się ze mną? - zagadnął do niej, kończąc jej męczarnie.
Dziewczyna spojrzała na niego najpierw zaskoczona tą niespodziewaną propozycją, ale w końcu skinęła głową, z wielką ulgą wypisaną na twarzy. Bingo. Złapała haczyk.
- Jestem Aiko - przedstawiła się, wyciągając do niego dłoń. Uścisnął ją lekko, uśmiechając się jednym kącikiem ust, co spowodowało, że zarumieniła się uroczo. Taka reakcja była do przewidzenia, żadna kobieta nie mogła mu się oprzeć, gdy uśmiechał się w ten sposób.
Jasna kremowa sukienka ciasno opinała jej zgrabne ciało, podkreślając kobiece kształty. Celowo nachylała się tak, by wyeksponować wydatny biust. Nie miała za grosz wstydu, pomyślał Myungsoo z niesmakiem, co było dla niego nowością. Zazwyczaj odpowiadały mu tego rodzaju zaloty. Co się z nim dzisiaj działo?
- Nie jesteś stąd, prawda? - przerwała jego rozmyślania.
- Nie - odparł beznamiętnie.
- Nigdy cię nie widziałam, a często tutaj wpadam - dodała figlarnie. - By się rozerwać.
Aiko uradowana tym, że wciągnęła go do rozmowy, przysunęła się jeszcze bliżej, przypadkiem trącając go w ramię. Naprawdę do niego zarywała. Z reguły to Myungsoo wychodził z inicjatywą, tym razem było na odwrót i prawdę powiedziawszy, nie miał ochoty na pogaduszki. To, do czego zmierzał, nie miało nic wspólnego z miłą pogawędką przy herbatce z ciasteczkami.
- Więc chcesz się rozerwać? - zapytał wprost, czym zasłużył sobie na jej zdumione spojrzenie. - Teraz?
Dziewczyna była w szoku, ale zgodziła się bez żadnych sprzeciwów. To nieprawdopodobne, że poszło mu z nią tak gładko.
Myungsoo zamówił drinki dla siebie i dla niej, jeśli mieli się "rozerwać", musiała być całkowicie pod jego kontrolą, a odkrył, że alkohol dobrze się w tym sprawdza. Sam też potrzebował motywacji do działania.
W jego życiu nie było miejsca na stałe związki, jedyne na co mógł liczyć to krótki romans, który w głównej mierze opierał się na seksie. Tak, był zimnym draniem, ale mało go to obchodziło, liczyło się tylko zaspokojenie potrzeb. A teraz miał potrzebę, by ją przelecieć. Aiko też wyglądała na taką, co lubi się zabawić bez zobowiązań, więc układ był idealny.
Wręczył zatem swojej towarzyszce szklaneczkę niebieskiego płynu, złapał ją za drugą wolną rękę i poprowadził przez środek parkietu, budząc zainteresowanie tańczących. Niektóre dziewczyny spoglądały na nich z uznaniem, niektóre niestety obdarzały Aiko zawistnym spojrzeniem, w duchu pragnąc zająć jej miejsce. Cóż, jak to mówią - kto pierwszy, ten lepszy.
Znaleźli miejsca w najbardziej odosobnionej części loży dla vipów, z dala od tłumu ciekawskich gapiów, jeszcze brakowało, żeby ktoś im przeszkodził w tej schadzce.
- Słuchaj, wiem do czego zmierzasz, ale najpierw może byśmy porozmawiali - zaproponowała Aiko, siadając na czarnej, skórzanej sofie. Robiła to w bardzo powolny, uwodzicielski sposób, jednak nie zrobiło to na nim takiego wrażenia, jakiego się by spodziewał. Postanowił to zignorować i także usadowił się obok niej. - Nawet nie znam twojego imienia - zamruczała mu do ucha, po czym upiła łyk trunku. - Zdradzisz mi go?
- Nie ma takiej potrzeby, przecież nigdy więcej się już nie spotkamy.
- Co takiego? - Zamrugała zaskoczona.
Myungsoo wzruszył niedbale ramionami.
- Tak jak wcześniej zauważyłaś, nie jestem stąd.
Przez chwilę wpatrywała się w niego, jakby nie docierał do niej sens tych słów.
- Cóż, co ci szkodzi powiedzieć - przyznała w końcu. - Chcę poznać twoje imię, skoro ty znasz moje. - Aiko wodziła palcem po krawędzi kołnierzyka jego koszuli, z rozmysłem zahaczając o skórę szyi. - Dalej zamierzasz udawać niedostępnego? - Spojrzała na niego wyzywająco swoimi wielkimi czekoladowymi oczami.
Nim Myungsoo zdążył się zorientować, drink wylądował na podłodze, a wprawne dłonie odpięły górne guziki. Aiko usiadła na nim okrakiem; i tak dość krótka sukienka podwinęła się niebezpiecznie do góry, ale dziewczyna nawet się tym nie przejmowała, najwidoczniej taki był jej początkowy zamysł.
- Bo jeszcze pomyślę, że jesteś nieśmiały. - Zachichotała kokieteryjnie.
Myungsoo miał największą ochotę roześmiać się w głos, nie wiedział właściwie, co go tak rozśmieszyło. Dzisiaj naprawdę dziwnie się zachowywał, ale zdecydował się to kontynuować. Naprawdę zaczynał się wyśmienicie bawić, a jeszcze nawet nic nie wypił. Skąd wziął mu się ten dobry humor? Czy to zasługa tego lokalu? Panowała tu osobliwa atmosfera, jakiej nie widział w żadnym innym klubie.
Wchodząc do środka, odniósł wrażenie, jakby został wciągnięty do innego, alternatywnego świata, tak zwanego "Raju" dla ludzi spragnionych mocnych wrażeń, którzy dają się porwać pulsującemu rytmowi, całkowicie zatracają się muzyce. Tutaj istniała tylko jedna zasada: żadnych ograniczeń. Zamierzał trzymać się tego przez cały dzisiejszy wieczór, który tak jak przewidział, zakończy się w wiadomy sposób.